Dom Hemingway

Data:

Dom Hemingway, podtatusiały przystojniaczek o wątpliwej moralności, spędza w więzieniu dwanaście długich lat. Po wyjściu na wolność ciężko jest mu się odnaleźć we współczesnym świecie, gdzie wszystko, co jest mu drogie, ktoś zamknął w elektroniczym sejfie, do którego wnętrza Dom – niegdyś, za czasów mniej powszechnej technologii, mistrz złodziejskiego fachu – nie potrafi się dostać. Jego córka (Emilia Clarke) nie chce go znać, na ulicach panuje dziwna moda, a w pubach zabrania mu się palenia.

Niestety analogiczne uczucie zagubienia towarzyszy widzowi podczas projekcji tego filmu, za co odpowiadają brak porywającej fabuły i postaci, z którą można byłoby się w jakiś sposób utożsamiać (wydaje się, że Dom nieprzerwanie uczestniczy w mistycznej libacji alkoholowej, będąc nieobecny duchem – a przynajmniej warto takie założenie przyjąć dla dobra Jude’a Law).

Film Richarda Sheparda jest wizualnie bardzo atrakcyjny. Eleganccy Hemingway i jego wierny kompan Dickie (Richard E. Grant) niezmordowanie domagający się rekompensaty za dekadę, którą ten pierwszy spędził za kratami: moralnej od świata (za śmierć żony) i finansowej od szefa (za posłuszne milczenie wobec służby więziennej na temat wspólnych kryminalnych przedsięwzięć), to materiał na większość udanych scen tego filmu. Przyjaźni tych dwóch i wzruszającej troski Dickiego o Doma jest tyle, że uważny widz może ją wręcz spijać z ekranu.

 image

Nawiasem mówiąc, nie tylko takich szlachetnych uczuć Jude dostarcza w nadmiarze – nie będzie chyba spoilerem, a uczciwą rekomendacją informacja o wyjątkowej scenie rozpoczynającej obraz, w której główny bohater dość nieskromnie wypowiada się na temat swojego penisa (w ogóle będącego istotnym motywem dla “Doma”), popadając w samozachwyt wprost proporcjonalny do odczuwanej jednocześnie seksualnej przyjemności i kończąc (nie tylko zresztą swój monolog) naturalnie bez zapowiedzi, za co jednak przeprasza w zdumiewająco uprzejmy sposób.

Dla mnie był to jednak niestety największy suspens filmu. Reszta jest przewidywalna i błaha. Postępująca fabuła skutecznie studziła zapał, bez którego trudno było mi kibicować Domowi w jego pogoni za szczęściem – ostatecznie sama nie wiedziałam, czy pijany kierowca i zabójca kotów powinien wykpić się od społecznego potępienia kilkoma łzami żalu nad grobem zmarłej żony. Zwykle taką decyzję łatwiej podjąć ze względu na gatunek filmu, jednak przy Domie Hemingwayu zupełnie nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. A może wszystko jedno?

Zwiastun: